W ubiegłym tygodniu przytrafiła mi się sposobność aktualizowania systemu operacyjnego na iMacu. Na pierwszy rzut oka mogło by się wydawać, że zadanie jest trywialne i polega na kliknięciu jednego przycisku w AppStore, jednak czynnikiem podnoszącym poziom trudności okazała się różnica numerów wersji, którą trzeba było pokonać.
Na warsztacie:
- iMac 27″ z końca 2009 roku (symbol iMac11,1)
- zainstalowany system Mac OS X 10.6 Snow Leopard z 2011 roku
- docelowy system macOS Sierra 10.12.6 z 2017 roku
Podejście pierwsze
Po wejściu do działu aktualizacji systemu w AppStore wyświetliła się propozycja automatycznej instalacji macOS Sierra. Niestety, próba jej uruchomienia zakończyła się komunikatem, że wymagane jest posiadanie co najmniej OS X w wersji 10.7.5 Lion. Nie było nigdzie jednak wyjaśnione, w jaki sposób podnieść 10.6 do 10.7.
Pomyślałem, że można by spróbować zdobyć obraz płyty instalacyjnej macOS Sierra, wystartować z niej komputer i zainstalować system „na czysto”. W odmętach internetu znalazłem plik w formacie PKG, niestety za nic w świecie nie dawał się rozpakować na 10.6, ani wbudowanym domyślnym archiwizatorem ani komendami w terminalu (pkgutil, xar, tar, zip).
Podejście drugie
Zdecydowałem się na pójść inną drogą i zacząć od instalacji OS X 10.7 Lion. Z nieoficjalnych źródeł w internecie pobrałem obraz płyty, która w przeciwieństwie do PKG z Sierrą pozwoliła się rozpakować i uruchomić. Niestety, w połowie wgrywania plików wyświetlił się błąd pakietu i aktualizacja została przerwana.
Należy tu nadmienić, że wewnątrz każdej aplikacji instalującej system znajduje się plik InstallESD.dmg, który jest obrazem dysku zawierającym samodzielny instalator z partycją startową EFI. Przy pomocy wbudowanego w 10.6 narzędzia dyskowego wgrałem plik DMG na pendrive i uruchomiłem iMaca z USB (klawisz Option podczas startu).
Ponownie, w połowie aktualizacji pojawił się błąd informujący o uszkodzonym pakiecie i proces kopiowania się zatrzymał. Po restarcie, uruchomił się co prawda stary system 10.6, jednakże ciężko go już było móc określać mianem stabilnego. W szczególności Finder wykazywał dziwne skłonności do zawieszania się co chwilę. W tym momencie wiadomo już było, że Pantera Śnieżna skrzyżowana z chorym Lwem nie wydała zdrowego potomstwa.
Podejście trzecie
Przesiadłem się na inny komputer z zainstalowanym Windows w celu znalezienia lepszego źródła 10.7. Jako, że i tak Lion miał być tylko krokiem przejściowym, potrzebowałem czegoś co się da zainstalować na chwilę i co pozwoli na pobranie oficjalnego instalatora 10.12 z AppStore.
Do trzech razy sztuka. Pobrałem nowy obraz dysku 10.7, wypakowałem z niego plik InstallESD.dmg i ze względu na to, że nie ufałem już systemowi działającemu na iMacu, startowy pendrive przygotowałem pod Windows przy pomocy programu TransMac (trial).
Po wystartowaniu iMaca z USB, sformatowaniu dysku twardego (przy okazji podzieliłem go na dwie partycje HFS+ i ExFAT) i czystej instalacji od zera, miałem w końcu dostęp do działającego OS X Lion.
Czas na Sierrę
To nie koniec problemów. Po wejściu do AppStore i uruchomieniu procesu pobierania macOS Sierra, znów wyświetlił się komunikat o braku odpowiedniej wersji systemu operacyjnego. Na szczęście chodziło tylko o różnicę w ostatniej cyfrze i dało się to naprawić pobierając 2GB aktualizacji od Apple.
Po kolejnym restarcie, wszystkie wymagania instalatora 10.12 zostały wreszcie spełnione.
Tym razem AppStore nie protestował i pobrał 5GB oficjalnej paczki z macOS Sierra, którą na wszelki wypadek skopiowałem sobie od razu na zewnętrzny dysk. Plan był taki, żeby przygotować nowy pendrive startowy i wgrać ostateczny system na czysty dysk, bez żadnych śladów po Lionie z nieoficjalnego źródła.
DMG jak damaged
Niestety, narzędzie dyskowe z 10.7.5 nie potrafiło zapisać pliku InstallESD.dmg z 10.12 na USB.
Wyświetlał się komunikat o konieczności przeskanowania obrazu dysku, po czym po chwili występował „błąd wewnętrzny”.
Próba utworzenia dysku z poziomu terminala, przy pomocy zawartego w pakiecie programu „createinstallmedia” kończyła się dosłownie niczym, po wprowadzeniu hasła administratora system wracał bez słowa do znaku zachęty wiersza polecenia.
Nawet nagranie DMG przez TransMac z poziomu Windows nie dawało pozytywnych rezultatów. Przygotowany w ten sposób pendrive nie był widziany na liście dostępnych dysków startowych podczas uruchamiania iMaca.
Sierrę Lionem, Sierrę Sierrą
Pozostało pozwolić AppStore, żeby uruchomił instalator Sierry pod kontrolą Liona. Niespodziewanie, proces aktualizacji przebiegł bez najmniejszych problemów i po restarcie uruchomił się system w wersji 10.12.5.
To jednak nie wszystko. Ze względu na to, że na dysku wciąż znajdowały się pozostałości po 10.7, zdecydowałem się jeszcze raz spróbować utworzyć pendrive, by móc uruchomić z niego iMaca i wgrać 10.12 na sformatowaną partycję.
Naturalnie, cały pakiet instalacyjny został automatycznie usunięty od razu po aktualizacji, ale na szczęście miałem jego kopię na zewnętrznym dysku. Tutaj czekała na mnie kolejna niespodzianka, komenda „createinstallmedia” tym razem dała się uruchomić w terminalu i poprawnie wykonała swoje zadanie.
Dalej już było z górki. Restart z wciśniętym klawiszem Option, wybranie startowego dysku USB, format dysku, utworzenie partycji, instalacja systemu, restart, wstępna konfiguracja i gotowe.
Koniec?
Jaka była pierwsza rzecz, którą zgłosił macOS Sierra po uruchomieniu i podłączeniu do internetu? Że akurat tego dnia (20 lipca 2017) została wydana wersja 10.12.6 i należy uruchomić aktualizację…
Dodaj komentarz